82°55′50″ в. д.

  /  Cyber   /  

82°55′50″ в. д.

Mamy dla Was kolejne opowiadanie, tym razem 82°55′50″ в. д. autorstwa Katarzyny Hajok, za które otrzymała zeszłoroczną nagrodę Kryształowego Smoka w kategorii „Opowiadanie”. Miłej lektury!

Jeszcze w XX wieku granica między piątą a szóstą strefą czasową przebiegała wzdłuż syberyjskiej rzeki Ob płynącej przez Nowosybirsk. W 1955 roku wzniesiony został Most Komunalny, a reguły czasu uległy rozmyciu.

Dla większości mieszkańców miasta zmiana ta nie stanowiła problemu.

Część ludzi pozostała rozdarta.

 

Kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej. Przeto niechaj nie mniema taki człowiek, że coś od Pana otrzyma, człowiek o rozdwojonej duszy, chwiejny w całym swoim postępowaniu.

Jk 1,6-8

 

– A ciebie ki czart nasłał?

– Ja od duchoborców.

Babuszka minęła mnie wzrokiem i wyjrzała z mieszkania na korytarz. Zmrużyła oczy. Poza odrapanymi ścianami i zielonymi zaciekami chyba nic podejrzanego nie wypatrzyła. Zacisnęła szpony na moim ramieniu i szarpnęła za nie z werwą, jakiej trudno się spodziewać po kimś starszym. Wpadłam do mieszkania.

Wzrok dopiero po chwili przyzwyczaił mi się do ciemności, a potem zatrzymał na dwóch metronomach rozstawionych pod domowym ikonostasem. Wahadła błyskały to w lewo, to w prawo. Były kompletnie rozsynchronizowane względem siebie.

Usłyszałam, jak w drzwiach przekręca się klucz.

Zrobiła mi się gęsia skórka na karku. Choć byłam sam na sam z małą, poskręcaną i zdałoby się bezbronną kobietą, i tak pożałowałam, że nie mam ze sobą choćby nożyczek do paznokci.

Stanęłam twarzą do niej.

Babuszka zmarszczyła nos, jak gdyby chciała wywęszyć, co mi dolega. Potem podeszła bliżej ikonostasu i zmrużyła oczy.

– Zdezintegirowałaś mi pieroństwo o ćwierć cala – wskazała metronom. – Dezinte. Zinte.

– Ja nic nie robię. To samo przychodzi.

Babuszka przeżegnała się trzy razy i zasłoniła dobry kącik z ikonami.

– Ty balet tańcujesz, co? Chude lico u ciebie.

Chciałoby się. Nie stałam na scenie już od miesiąca, oczywiście na skutek tej cholernej słabości, którą próbowałam wyplenić, odkąd pamiętam. Wagi zaś nigdy nie poczytywałam sobie za sukces, raczej za wypadkową zbyt niskiego budżetu i zbyt wielu grand jeté.

– To pewno ci się przydaje, jak tańczysz?

– Czasem wiem, co się stanie za moment.

Babuszla kaszlnęła, choć może chodziło jej o śmiech. Podeszła bliżej.

– Ty  – babuszka tyknęła mnie w pierś. – Dawno to masz?

Nie odpowiedziałam. Dotyk babuszki zatrzymał mnie w jednym czasie. Wtem strzyknęło mi w karku, a kolana trzasnęły pode mną.

Ziemia pękła, rozstąpiła się wpadłam w ciemność, wyskok, relevé, grand battement i

Straciłam równowagę i gruchnęłam o podłogę.

Dym ze świecy cerkiewnej zaswędział mnie w nos. Uniosłam głowę. Babuszka nie wyglądała na zadowoloną. Trudno jej się dziwić – na jej ocieplanych sapogach właśnie wylądowała zawartość mojego żołądka.

– Który rocznik?

– Co mówicie? – kaszlnęłam.

– Który rocznik?! – zaskrzeczała.

– Pięćdziesiąty piąty.

Babuszka zacmokała.

Dźwignęłam się i zatoczyłam na stół. Pewnie zrobiłam się cała czerwona, ale w mieszkaniu nie było luster, by się upewnić. Całą powierzchnię ścian zajmowało ocieplenie z dywanów.

Starsza przeżegała się. Jej oczy robiły się coraz większe.

– Pomóżcie jakoś – poprosiłam. – Dajcie choćby kredę.

– Na ciebie nawet kreda tu nic nie pomoże.

Kaszlnęłam. Wizja niebezpiecznie zamigotała.

Uważaj na nią. To mi się nie podoba.

– Nic tu po mnie, serdeńko. Ale nie martw się – wyszczerzyła trzy zęby, które pozostały jej w dziąsłach. – Kto ma się o ciebie upomnieć, to przyjdzie.

Łupnęło mi w kościach.

– Do mnie żaden duchoborca nie przysyła. Ja wiem, żeś nakłamała. Ale spokojnie. Już my sobie z tobą poradzimy.

Czyjeś ręce złapały mnie od tyłu, zasłoniły usta, a potem prawdopodobnie dostałam w głowę i straciłam przytomność.

 

Zawsze mogło być gorzej, a już szczególnie mogło być gorzej, jak chodzi o sposoby na śmierć w tym kraju. Mogłam umrzeć w czasach masakry nowogrodzkiej. Albo blokady Leningradu. Albo po prostu żyć w Norylsku, gdzie powoli dusiłyby mnie nikiel, siarka i czarny śnieg.

Dlatego kiedy zorientowałam się, że fanatyczny odłam nowosybirskiej sekty duchoborców zamierza mnie po prostu utopić na Nadbrzeżu Michajłowskim pod osłoną nocy, poczułam swego rodzaju ulgę.

– A wtedy Kościej Bezśmiertny przemówił – zaintonował najwyższy z brodaczy po prawej – i zapragnął ofiary.

Kościej?

Szarpnęłam się na drewnianym pomoście, a wtedy ręce zluzowały ucisk, pchnęły mnie w ramiona i zrzuciły do wody.

Ciemna, lodowata woda Syberii prysnęła we wszystkie strony. Wykrztusiłam resztkę powietrza, szarpnęłam stopami, wyczułam mulisty grunt pod nogami, a potem, jednocześnie, wszystkie moje mięśnie skręciły się i zapłonęły. Powietrze wdarło się mi do płuc, a przed oczy wystąpiła biel.

Usłyszałam jeszcze strzały.

 

               – Szutkina? Wiera!

Parsknęłam wodą i drobinkami piasku prosto w twarz Kiryłła Wazniecowa. Inspektor otarł sobie twarz.

– Wszystko w porządku? – potrząsnął mną.

– Skąd wy tu? – charknęłam.

– Patrolowaliśmy brzeg.

Zza pleców Kiryłła wyszedł naczelnik Tieriakin. Nawet nie wyglądał na zmieszanego.

– Wstaniecie sami?

Splunęłam i skinęłam głową. Tieriakin uniósł brwi, chyba nie spodziewał się, że tak szybko dojdę do siebie. Wazniecow utkwił we mnie wzrok.  Z resztą sekty rozprawiali się normalni inspektorzy o stalowych oczach, ale ci dwaj, Wazniecow i Tieriakin, byli inni.

Tieriakin prychnął.

– Mieliście tu się już nie pałętać.

– To oni mnie tu dopałętali. Sprawdzałam jeden kontakt. Zaczaili się. Cholerna nadbabuszka syberyjskiej mafii topielców.

Wykaszlałam resztę wody.

– Siadajcie, Szutkina – Tierjakin wskazał drzwi milicyjnej wołgi.

Załadowaliśmy się do samochodu we trójkę.

– Złapaliście ich wszystkich? – spytałam.

– Jest jeszcze jakaś trójka świątobliwych starców. I ta starsza, chyba ona wszystkim zawiaduje. Cieszcie się, że Wazniecow się o was martwił. Bałamucił mi tak długo, że ruszyliśmy was szukać.

– Muszę przyznać, że w ostatnim momencie tu przyszliście.

– Na pewno wszystko w porządku? – zatroskał się Wazniecow.

– Wazniecow, o naszą baletnicę w niełasce się nie kłopocz. Właśnie, Szutkina, jak tam sprawy artystyczne?

Założyłam ręce na piersiach.

– Upadki się zdarzają.

– Żeby to był tylko upadek! Nie zapominaj, że siedziałem na widowni podczas waszego fiaska. Nie dziwię się, że was wyrzucili z zespołu. Wyglądaliście jak niezrównoważona. Ale opłaciło się wykorzystać was jako wtykę w naszej walce z sekciarstwem. Macie taki nawiedzony wygląd. Słuchajcie, jak już dzięki was dorwiemy tego Kościeja, to załatwię wam taki kontrakt w Moskwie, że wam się te wasze buty do stania na palcach zapalą.

O ile dożyjesz tych czasów.

Tierjakin nacisnął na gaz. Czerwone strzałki na desce rozdzielczej zadygotały.

Obserwowaliśmy przez szyby, jak członków sekty zabierają do samochodów. Babuszka odwróciła głowę i wyszczerzyła do mnie zęby. Przełknęłam ślinę.

– Jedziemy na komisariat? – bąknęłam.

– Muszę od ciebie wziąć zeznania. Może jeszcze gdzieś krążą ich sekciarskie niedobitki. Gospodi Boże, jakie to miasto jest brzydkie – mruknął Tierjakin, wjeżdżając na szosę.

Za oknami było ciemno.

Tieriakin wierzył, że pomogłam im się rozprawić z kolejnym odłamem sekty, ale prawda jest taka, że naprawdę wierzyłam, że starsza pani może mi pomóc.

Spróbowałam zachować kamienną twarz. Wyjrzałam przez okno. Zmierzaliśmy w stronę mostu. Tak, to miasto było brzydkie. A mnie nie było stać na papierosy.

Jak bardzo nie chcę, by na widowni był ten krytyk z Moskwy.

Moskwa?

Wjechaliśmy na most i w tej sekundzie samochód stanął.

Cały świat stanął.

Wazniecow zastygł na siedzeniu obok.

Tieriakin znieruchomiał.

Odetchnęłam głęboko, czując, jak krew wraca do właściwych żył. Uspokoiłam się. Odpięłam pasy, stanęłam na moście i trzasnęłam drzwiami. Poszperałam w kieszeniach i po chwili zaciągnęłam się jednym pysznie smolistym papierosem Prima bez filtra.

Most był strefą zawieszenia broni. A ja potrzebowałam chwili dla siebie.

– To co robimy? – spytałam, spacerując między zatrzymanymi w czasie samochodami i pieszymi Mostu Komunalnego.

Masz problem, że czasem machnę ci nóżką za mocno?

– Ustaliłyśmy, że nie wchodzimy sobie w ciało podczas spektakli. Gdyby ci wtedy nie strzeliło do głowy, żeby zacząć pomykać po scenie w przypadkowych kierunkach, wciąż kręciłybyśmy się na scenie w tiulowym tutu. A tak musimy współpracować z rządem.

Wyszczerzyłam dumnie zęby, by zaraz zamienić je w grymas i na siebie warknąć.

Spojrzałam na barierkę, za którą rozpościerał się widok na wstrzymaną rzekę, a potem podniosłam wzrok. W powietrzu zawisły trzy rudziki z uniesionymi skrzydełkami. Miałam właśnie pod nimi przejść, a potem dokończyć fajkę i wracać do wozu, gdy jeden ptaszek rozpaczliwie zakwilił i spadł u moich stóp.

Bezcenny papieros zatrzymał się w drodze do warg.

Odwróciłam się. Most zaszedł mgłą. Nie było widać krańca, z którego przyszłam. Przełknęłam ślinę i odwróciłam głowę z powrotem.

Stał naprzeciwko mnie.

Ani drgnęłam.

– Ty kto? – krzyknęłam.

Postać zrzuciła z ramion szynel, a następnie w ułamek sekundy pokonała dzielący nas dystans.

– To ja podzieliłem czas – przemówił Kościej i spojrzał mi w oczy.

Rzeka Ob wystrzeliła w górę wysoko ponad most i falą przetoczyła się nad nami. Zmiotło mnie na kolana. Most zatrząsnął się w posadach.

Kościej złapał mnie za gardło dłonią pokrytą liszajami.

– Co wie władza? – zapytał.

– Nie wiem – wykrztusiłam.

– A wyglądało, jakbyście się polubili.

– Ich interesuje tylko, by wytępić sekty. Wiedzą, że ze mną jest coś nie tak, ale pewnie nawet nie wierzą w czas.

– Naród ateuszy – prychnął Kościej. – Dziwię się, że władze zaangażowały się w cokolwiek, czego nie da się objąć rozumem.

– Ja też się nie chciałam w to angażować – ledwie wymówiłam, bo kościste palce wciąż obejmowały moje gardło.

– Wiem.

Wrócił mi dech. Odkaszlnęłam. Ostatnio stanowczo za często ktoś mną pomiata.

– Irytuje mnie, że zastawiacie pułapki na moich ziemskich popleczników. Ale szanuję, że ci się to udało. Ty jesteś ta z rozdwojonego czasu?

Skinęłam.

– Rodzice z przeciwnych stron mostu. Miotam się między jednym czasem a drugim.

– To oczywiste. Twoja dusza jest rozdwojona. Przepołowiona. Rozdarta. Zbezczeszczona. Splugawiona. I potępiona na wieki wieków amen. Nigdzie stąd nie wyjedziesz. Nie wygrasz z Syberią. Jesteś tu zakleszczona, rozumiesz? 82°55′ to twoja życiowa współrzędna.

Nic nie odpowiedziałam.

Kościej spojrzał po mnie.

– Jak ci się żyje w taki sposób?

– Słucham?

– Spytałem szczerze. Nieczęsto to robię. To nie przesłuchanie, towarzyszko.

Kościej chuchnął mi w twarz śmiercią. Skrzywiłam się.

– Ja potrzebuję się osadzić w czasie – wyznał. – Jakimkolwiek. A ty masz za dużo ducha w jednym ciele. Proponuję uczciwą wymianę. Oddaj mi połowę duszy. Mój szkielet – Kościej zgiął powoli palce – potrzebuje czegoś żywego.

Oddech zmienił mi się w parę.

– Po co chcesz się osadzić w czasie? – szepnęłam.

– Po co cię to obchodzi? Nie będzie ci się żyło źle.

– Ja wiem, że przynosisz zagładę.

– A ja znam ludzkie słabości.

Kościej Bezśmiertny wyciągnął dłoń w moją stronę.

 

Szutkina znów zadygotała w pasach.

Wazniecow spojrzał na nią z troską.

– Wszystko w porządku?

Oderwała wzrok od rzeki, którą przekraczali.

– W jak najlepszym.

W jej oczach Wazniecow nie ujrzał nic poza stalą.

Nowosybirsk uznaje się obecnie za najbardziej nawiedzone miasto Rosji. W końcu lat 70. zaczęły się plotki o zjawie w starym mundurze, a wkrótce potem rozpoczęła się seria niewyjaśnionych zdarzeń, opętań, chorób i wypadków. To niegdyś wielkie miasto stało się teraz ośrodkiem zamkniętym, choć nie brakuje śmiałków, którzy podejmują się wypraw i powracają z przerażającymi opowieściami.

Szutkina – określenie perfekcyjnie wykonanej choreografii baletowej. Nazwę bierze od nazwiska solistki baletowej, która karierę rozpoczęła w Moskwie w końcu lat 70. Technika Szutkiny była do tego stopnia fenomenem, że niektórzy krytycy podejmują spór o to, czy tak wielka precyzja nie pozbawiła jej tańca duszy.