Obywatel Rx34V

  /  Cyber   /  

Obywatel Rx34V

Kolejne opowiadanie z tegorocznego konkursu Kryształowych Smoków. Tym razem mamy dla Was pracę Natalii Maślej „Obywatel Rx34V”, która została nagrodzona 3 miejscem w kategorii 10-15 lat. Miłej lektury!

Wychyliłem się zza obszczanego kawałka rury. Droga wolna – żadnego patrolu Stróżów w zasięgu wzroku. Przebiegłem kilka metrów. Kolejny zakręt. Usłyszałem zgrzyt mechanicznych nóg. Ukryłem się za okablowaną ścianą. Ktoś przeszedł tuż obok. Wybiegłem zza zakrętu. W świetle mrugającej żarówki ukazał się Stróż rozmawiający z hologramem. Chciałem się przekraść niepostrzeżenie, ale moje zardzewiałe nogi zaskrzypiały. Stróż obrócił się. Już wyciągał laser, ale ja byłem szybszy. Celnie rzucony chip paraliżu trafił w jego pierś. Podszedłem i zresetowałem mu system. I dokładnie w tym momencie niewyłączony hologram zaczął przeraźliwie wrzeszczeć. Było to małe dziecko bez jednego oka z mechaniczną dłonią. Włączył się alarm. Zza zakrętu wybiegło kilku Stróżów. A potem była już tylko ciemność.

„Obywatel Rx34V: 10 zresetowań systemów, 20 kradzieży, 21 razy zgłaszany do Sądu. Oskarżany wielokrotnie o szpiegostwo dla ZRO (Zjednoczony Ruch Oporu), 5 potwierdzonych przypadków zhakowania systemów. Dawniej prawy obywatel CCP (Cyber Cywilizacja Przyszłości).

Imię: brak.

Cyber-pseudonim: CZaarny Pająąk 128.

Obecnie: menyl (czyli bezrobotny).

Modyfikacje ciała: dwie mechaniczne nogi, jedno mechaniczne ucho.

Miejsce zamieszkania: brak potwierdzonych informacji.

Status związku: brak potwierdzonych informacji.

Nagroda za kartę danych obywatela: 2000 krążków.

Tak więc, obywatelu, za wszystkie zbrodnie, które popełniłeś, a te są liczne, poniesiesz konsekwencje.”

Nagle ogarnęła mnie niezwykła jasność, odzyskałem czucie w kończynach. Zapewne ściągnęli mi z głowy hełm paraliżujący. Przede mną w obskurnym i brudnym pomieszczeniu zasiadał NS (Najwyższy Sąd). Cóż, byłem jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w mieście. O NS chodziły różne piękne i piękniejsze historie, ale były to tylko i wyłącznie domysły, bujdy albo legendy, ponieważ trafienie tutaj było równoznaczne ze śmiercią. Każda z tych historyjek o NS, którymi straszy się niegrzeczne dzieci, była o wiele za bardzo przekoloryzowana. Członkowie Sądu siedzieli przy surowym, zardzewiałym stole, na którym w nieładzie leżały porozrzucane papiery i butelki po alkoholu. Pokój był bardzo mały i jeszcze bardziej brudny, wisiała w nim tylko jedna słaba żarówka, a jedynym umeblowaniem była owa ława. Sami Sędziowie bardzo pasowali do tego miejsca. Pierwszy był niewysoki, miał wygoloną i wytatuowaną w całości prawą rękę. Jego klatka piersiowa była mechaniczna. Drugi był bardzo, wręcz nienaturalnie, umięśniony, na ramieniu miał wygolony nierówny trójkąt, w który wszczepione były spore, niebieskie diody. Jedno oko miał mechaniczne. Sierść na dłoniach kolejnego Sędziego została zafarbowana na zielono, a twarz wykolczykowana. Ostatni Sędzia był cały, z pominięciem głowy, mechaniczny.

– Obywatelu, co masz na swoje usprawiedliwienie? – zapytał ten ostatni, który sprawiał wrażenie najinteligentniejszego z nich wszystkich. – Słucham uważnie.

Milczałem, więc Sędzia kontynuował:

– Skoro nic nie przychodzi ci do głowy, obywatelu, przejdźmy od razu do wyroku. Sędzio Li? – wrócił się do kupy mięśni, która siedziała na prawo od niego.

– No, dobra, obywatelu, lecimy –  widać było, że mięśniak nie pożałował sobie alkoholu tamtego dnia – Gdzie ja to mam.. O, tutaj…

W tej chwili mechaniczny Sędzia powiedział coś do Li z bardzo zniesmaczonym wyrazem twarzy, a ten drugi rzucił trzymany papier na podłogę i wziął inny z ławy.

– Rany boskie, co ty się tak denerwujesz od razu, Bal?! Łyczka wypiłem sobie przed pracą, no i co się dzieje, ty mi powiedz, co się dzieje? Ja nie widzę…

Bal wyrwał mu z ręki dokument, położył go na ławie przed sobą i zrezygnowanym głosem powiedział:

– Oczywiście, ja też nie widzę kompletnie żadnego problemu… Tak więc, Sędzio Kej?

Nikt nic nie odpowiedział, więc Li trzasnął nielekko wytatuowanego sędziego, który właśnie uciął sobie drzemkę.

– Co się dzieje?! Ano, dobra, dobra, już tak na mnie nie patrz Bal, proszę bardzo, wyrok śmierci na tego gościa i już. Co mam mu dać? Dziesięć wyroków śmierci za dziesięć zresetowań i 20 lat odsiadki za kradzieże?!

Do tej pory milczący Sędzia z zielonymi dłońmi wybuchnął śmiechem, wraz z nim Li oraz Kej.

Tymczasem Bal po prostu wyszedł z pokoju tylnymi drzwiami, a wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. Ja byłem przywiązany do metalowego krzesła, więc mogłem tylko patrzeć, jak ci poważni i majestatyczni według opowieści Sędziowie duszą się ze śmiechu z nieśmiesznego żartu. I wtedy usłyszałem krzyki. Nie miałem pojęcia, skąd pochodzą, ale były przeraźliwe i pełne strachu. Sędziowie przestali się śmiać. Krzyki przerażenia zamieniły się w jazgot, dało się słyszeć huk, potem drugi, trzeci. Tupot coraz bardziej się nasilał. Usłyszeliśmy hałas przypominający walący się budynek. Przez kilka sekund Sędziowie siedzieli nieruchomo, wsłuchując się w przerażającą kakofonię z zewnątrz. A potem instynkt samozachowawczy wziął górę nad zawodowym spokojem i Sędziowie zaczęli uciekać. Krzyczałem, ale mnie nie słyszano. Moje wrzaski zlały się z innymi. Wtem  przez boczne drzwi wbiegł Bal, cały ubrudzony i z tradycyjnym nożem w ręku. Krzyknął coś, nie usłyszałem co. Gdzieś w środku zrodziła się mnie nadzieja, w głębi zacząłem się cieszyć, ale trwało to do momentu, kiedy Bal został zakryty stertą metalu, gruzu i żelastwa. Chwilę potem strop zawalił się nade mną i straciłem przytomność.

Obudził mnie ból głowy i ręki. Nie czułem prawej nogi, za to ogromny ucisk na klatce piersiowej. Uchyliłem powieki. Wokół mnie było ciemno. Zakasłałem. Powoli wracała mi świadomość, przypominałem sobie wcześniejsze wydarzenia: Stróża w rurze, NS, śmierć Bala. Zmusiłem się, by otworzyć powieki: nie zobaczyłem nic poza niewyraźnymi kształtami. Spróbowałem poruszyć lewą ręką: nic nie czułem – musiała mi nieźle zdrętwieć. Prawą – lekki ból, ale sprawna. Ogon – nieuszkodzony. Lewa noga – usłyszałem zgrzyt metalu: ok. Prawa… Miałem wrażenie, że jej nie ma. Poruszyłem głową: wszystko w porządku. Ucisk na klatce piersiowej był coraz bardziej uciążliwy. Podniosłem prawą rękę. Z trudem, odczuwając tępy ból, zrzuciłem z siebie duży kawał ławy. Zamrugałem: coś wpadło mi do oka. Nos z pewnością miałem rozbity. Pojawiły się ostre ukłucia w piersi, trudno  mi się oddychało. Musiałem coś zrobić. Po kilku minutach leżenia na gruzowisku zdobyłem się na największy wysiłek w moim życiu – usiadłem.

Potem było już z górki. Całe szczęście lina, którą byłem przywiązany do krzesła, zerwała się. Prowizorycznie opatrzyłem ranę na klatce piersiowej, pooglądałem sobie piękne żelastwo i gruz, na którym siedziałem. Zorientowałem się, że faktycznie nie mam prawej nogi. W końcu wstałem. Kosztowało mnie to dużo wysiłku i jeszcze więcej bólu, ale się udało. Znalazłem pręt, który posłużył mi za kulę i jakimś sposobem wydostałem się z budynku. I zobaczyłem to. To zniszczenie, te resztki nowoczesnego miasta. Zobaczyłem flagę ZRO na małej górce, flagę silnej organizacji, do której należałem, organizacji, która pogardziła mną, tak jak i setkami innych szczurów, którym obiecała ochronę do końca życia, którym obiecała wolność, swobodę, a teraz zostawiła nas tutaj bez mrugnięcia okiem… Zwycięska flaga powiewała dumnie, a ja stałem i patrzyłem na upadłą cyber metropolię…