Srebrzyste nici

  /  Cyber   /  

Srebrzyste nici

Mamy dla Was kolejne opowiadania z tegorocznego konkursu Kryształowych Smoków. Tym razem będzie to praca Zuzanny Zembowicz „Srebrzyste nici”, która zajeła 2 miejsce w kategorii 10-15 lat. Miłej lektury!

– Winowajczyni – czyjś aksamitny głos wślizgnął się do jej umysłu, rozpraszając  luźno powiązane myśli. Poderwała się, wyraźnie przerażona, choć te słowa nie zawierały groźby. Ich ton był zupełnie neutralny, wręcz beznamiętny, a jednak jej serce poczęło bić jak szalone. Jej ciało pozostawało niewzruszone na rozpaczliwe błagania umysłu. Głos rozległ się ponownie, tym razem  tuż za nią. Obróciła się i…

Obraz rozpadł się na tysiące kawałków, a każdy z nich upadł z brzękiem na podłogę, wybijając Nadię z melodii snu. Uchyliła powieki i rozejrzała się wokół nieprzytomnym spojrzeniem. Jaskrawe, białe światło oślepiło ją na chwilę, lecz jej źrenice szybko dostosowały się do jasnego oświetlenia. Poprawiła się na plastikowym krześle i ziewnęła szeroko.

– Widzę, że jesteś w nastroju do pracy – powitała ją Martyna, uśmiechając się serdecznie.

– Przecież wiesz, że wolę przyjść śpiąca niż korzystać ze środków uspokajających. Sny po nich nie są aż tak szczegółowe.

– Ja nie widzę jakiejś znacznej różnicy – wzruszyła ramionami.

Obok stóp rozmawiających kobiet przejechał niewielki robot, ciągnący za sobą skorupy, dawniej tworzące wazon. Ominęły go ostrożnie i kontynuowały niezobowiązujący dialog.

Pomieszczenie, do którego po chwili weszły, odznaczało się wyjątkową długością. Wzdłuż ścian stały rzędy łóżek, otoczone aparaturą. Część z nich była zajęta, a część jeszcze oczekiwała na kolejne osoby. Miękka wykładzina tłumiła każdy krok, który i tak zginąłby w cichym szumie wentylatorów. W hali panował półmrok, rozjaśniany jedynie przez wszechobecne ekrany. Atmosfera tego miejsca zawsze działała na Nadię uspokajająco. Mimowolnie się rozluźniła, a jej powieki rozpoczęły nierówną walkę z grawitacją. Trącenie łokciem Martyny na moment ją otrzeźwiło.

– To moje stanowisko – wskazała głową na najbliższe łóżko. – Dobranoc.

Nadia cicho odmruknęła odpowiedź i ponownie podjęła żmudną wędrówkę.

Posłań nie można było personalizować, więc wszystkie wyglądały niemal identycznie. Biała, sterylna pościel, która bezwiednie kojarzyła się kobiecie ze szpitalem, leżała na profilowanym materacu. Zdarzało się jej parę razy pomylić posłania, lecz od momentu, gdy oznaczyła swoje czarną gumką do włosów, już się jej to nie zdarzało. Gumka pełniła swą funkcję perfekcyjnie – na tyle niewidoczna, by nikt nie robił o nią problemu i jednocześnie wciąż wyczuwalna na stalowej ramie. Zdjęła ją i związała swoje włosy, które w poświacie monitorów zdawały się granatowe. W ramach przygotowań ściągnęła również kurtkę i skórzane buty. Wreszcie z westchnięciem ulgi ułożyła się na posłaniu. Widząc to, podeszło do niej kilka osób. Igła przebiła jej skórę, a gwałtowny chłód rozlał się po jej żyłach. Do jej czoła podłączono jeszcze elektrody i asystenci odsunęli się z uśmiechem.

– Dobranoc – rzucił któryś z nich na pożegnanie.

To słowo dźwięczało w jej umyśle, póki nie przestała czuć materaca pod plecami, a sen nie pochłonął jej swoją falą.

Otaczającej ją ciemności przeczyło wrażenie twardego gruntu pod stopami. Przed jej oczami wyświetliły się instrukcję, odcinające się od czerni bladoniebieską poświatą. Wytyczne co do jej dzisiejszego zadania napisano klarownym, prostym językiem. Otworzyła wybrane przez nich przejście i pozwoliła popchnąć bezwładnego ducha we wskazaną stronę.

Główną oś snu ominęła z daleka, by nie wpaść na śniącego. Poruszała się zakamarkami umysłu, przeskakując po zapomnianych wspomnieniach i porzuconych nadziejach. Pozostawała w cieniu pierwotnego lęku, stając się percepcji właściciela umysłu jedynie cieniem tańczącym na ścianie, potworem chowającym się w szafie. Podążała za nićmi, szukając wszelakich oznak zniszczenia. Na sam fakt jego dokonania nie przemawiał wyłącznie przekazany jej komunikat. Podskórnie wyczuwała jakąś niezgodność. Dręczyło ją przeczucie, którego nie potrafiła nijak nazwać. Niepostrzeżenie niepokój przekradł się do jej myśli, wprowadzając w nie chaos. Nie potrafiła uchwycić wadliwego elementu ani tym bardziej zrozumieć jego istoty. Miała ochotę przyspieszyć kroku, lecz wiedziała, że na nic się to nie zda. Otarła spocone dłonie o kombinezon, nieustannie powtarzając w myślach, iż to tylko sen, a jej obawa jest całkowicie irracjonalna. Wzdrygnęła się mimowolnie i rozejrzała wokoło, lecz nikogo nie dostrzegła. Ponownie podjęła się śledzenia nici, ostrożnie przesuwając po nich palcami. Nagle przystanęła. Mogła przysiąc, że jej serce zatrzymało się wraz z nią.

Dręczyło ją odczucie podobne do mrowienia w karku pod wpływem czyjegoś nieustępliwego spojrzenia. Odwróciła się powoli, całą siłę woli skupiając na tym, by nie odruchowo nie zacisnąć powiek.

Na jej spanikowane spojrzenie odpowiedziała wyłącznie pustka. Nadia odetchnęła, w duchu karcąc się za zbyt wybujałą wyobraźnię. Ponownie sięgnęła ku nici, starając się odepchnąć narastające obawy. Zdołała jeszcze wykonać krok w przód, nim obraz gwałtownie przeskoczył  niczym na źle zmontowanym filmie.

Natychmiast odzyskała równowagę, lecz na niewiele się jej to zdało. Wystarczył kolejny przeskok, by znalazła się unieruchomiona na ziemi. Nad nią wirowały leniwie gwiazdy, choć mogły one być wyłącznie efektem niespodziewanego ataku. Jej policzek parzył rozgrzany beton, a jego woń, tak codzienna dla jej miasta, wpijała się w jej nozdrza. Spróbowała wstać, lecz jej ciało odmówiło jej posłuszeństwa, uparcie obstając przy niewygodnej pozycji na ziemi. Na granicy jej wzroku majaczyły jakieś postacie.

– Kim jesteście – wykrztusiła.

– Bojownikami o wolność mentalną – z dumą odrzekła jedna z nich. Druga odznaczająca się znacznym wzrostem skarciła go syknięciem.

– O wolność mentalną? Co za bzdury! Macie mnie natychmiast wypuścić!

– Nie my jesteśmy tu napastnikami – zauważyła wyższa z nich. Dziewczyna wstrzymała oddech, w głowie analizując głos kobiety. Przypominała jej inny, wcześniej zasłyszany. Nie mogła jednak uchwycić wspomnienia, w którym go usłyszała. Niespodziewanie odzyskała władzę w swoim ciele. Poruszyła się nieznacznie. Gdy nie spotkało się to z żadną reakcją ze strony atakujących, podniosła się do siadu. Przyjrzała się stojącemu nad nią mężczyźnie. Wydał się jej zaskakująco młody. Trójkątnej twarzy nie zaznaczył jeszcze zarost, a duże oczy przywodziły na myśl naiwność. Jednak nienawiść, z jaką spoglądał na czarnowłosą, burzyła to wrażenie. Widząc ją, zacisnęła zęby i odwróciła spojrzenie, kierując je na jego towarzyszkę. Ta zachowywała beznamiętny wyraz twarzy, lecz ze spojrzenia brązowych oczu również biła wyraźna niechęć. Sen zdawał się wokół niej koncentrować.

– Czego chcecie?

– Sprawiedliwości – odrzekł młodzieniec tonem ociekającym dumą. Tym razem dziewczyna go nie uciszyła, a jedynie w milczeniu pokiwała głową. Chłopak, odczytują to jako pozwolenie, kontynuował. – Mamy dość waszej manipulacji, jadu, który każdej nocy wsączacie nam do mózgu

– Nikt nikogo nie manipuluje! Obiło wam? Są efekty uboczne, ale…

– Każdej nocy wasz cudowny wynalazek robi wszystkim ludziom z mózgu papkę – dziewczyna weszła jej w słowo.

– Nawet jeśli, nikt nie zmusza was do jego zakupu.

– Czyżby? Nieposiadanie Sennika równa się z wygnaniem społecznym.

Nadia zamilkła, wiedząc, że dziewczyna ma rację. Choć istniały inne sposoby na kreowanie i łączenie rzeczywistości sennych, jedynie dzięki ich produktowi można legalnie manipulować snami.

– Co ma to wspólnego ze mną? Jestem tylko trybikiem w maszynie.

– Nie zwalnia cię to z odpowiedzialności – warknął. – Nikt mnie nie przymuszał do wzięcia tej pracy.

– Życie mnie przymusiło! Mają największa płacę na rynku, a sama robota jest uczciwa.

– Zostaniesz więc wiadomością dla swoich podwładnych.

– Jaką niby wiadomością?

Dziewczyna wyciągnęła broń, mierząc ją w Nadię. Dziewczynę początkowo rozbawiła absurd ich działania. Przecież nawet najlepszy miotacz nie mógł nic zdziałać w rzeczywistości snu. Wraz ze zrozumieniem po jej plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Broń nic jej nie zrobi, chyba że…

– To ty śnisz ten sen – wyszeptała. – Nie było żadnej awarii, to ty zerwałaś nić, by się uwolnić.

Dziewczyna przemilczała jej słowa. Położyła palec na spuście.

– Winowajczyni – wypowiedziała tę obelgę beznamiętnym tonem, a usta Nadii rozsunęły się w niemym przerażeniu.

Widziała tylko jedno wyjście. W każdej innej sytuacji uznałaby je za absurdalne, ale nie pozostało jej nic innego. Jej jedyna nadzieja tkwiła w ulicznej legendzie, historii echem obijającej się o szklane ściany. Zamknęła oczy, skupiając się na chłodnym powietrzu muskającym jej skórę, na gorącym betonie, na własnym drżącym oddechu. Miała wrażenie, że rzeczywistość napływa ku niej gwałtownymi falami, z których każda z nich mogłaby bez trudu zatopić jej świadomość. Nie zważała na zdezorientowane krzyki i pulsujący w jej czaszce ból. Dalej napierała na przestrzeń, a ta posłusznie jej ustępowała, zniekształcając się wedle życzenia. Nie widziała sensu ani celu swoich działań. Po prostu oddała się snowi, a ten przyjął ją w swoje szorstkie objęcia.

Wtedy obraz rozpadł się na tysiące kawałków, a każdy z nich wbił się w jej umysł.

Powrót świadomości zdawał się Nadii jeszcze bardziej bolesny niż sam sen. Adrenalina buzowała w  jej żyłach, napędzając roztrzęsione serce. Pościel nagle stała się śmiertelną pułapką. Wydostała się ze splotów materiału i osunęła  na przyjemną w dotyku wykładzinę. Zamknęła oczy, wsłuchując się w upiorną ciszę, tak bezgłośną, że rezonowała w uszach. Powietrza nie poruszały żadne oddechy. Nawet ona mimowolnie wstrzymywała powietrze. Rozchyliła powieki i dotarła do niej obecność pustki we wszystkich łóżkach. Zerwała z siebie elektrody i wstała, z trudem utrzymując równowagę. Ruszyła wzdłuż ciągnącego się po kres jej wzroku rzędu łóżek. Chwiejny krok zmienił się w niestabilny bieg, a ten po chwili przeistoczył się w gwałtowny upadek.  Kobieta zapadła się w puszystej wykładzinie i utonęła w ciemności.

Mrok przywitał ją jak dobrego przyjaciela, mocno poklepując po plecach. Wyszczerzył czarne zęby i roześmiał się gardłowo, wywołując u Nadii kolejne spazmy bólu. Blask neonowych liter odebrał jej wzrok, a one same poczęły  wirować wokół czarnowłosej w szaleńczym, niezrozumiałym tańcu. Znaki tworzyły słowa, ze słów powstawały zdania, a ze zdań liczne historie, krzyczące potępieńczym głosem. Nadia widziała, że pośród wszystkich losów zapisany jest też ten jej, a wraz z nim znajduje się zakończenie tego chaosu. Zaczęła powoli pełznąć w kierunku swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, zamkniętej w kilku akapitach. Nagle litery rzuciły się w jej stronę, wypalając się na bladej skórze. Krzyknęła, lecz jej wrzask pochłonęła próżnia, a jej głosem nakarmił się łapczywy mrok.

Otarła znużone oczy, ziewając szeroko. Niepokój drążył jej serce, lecz ta zignorowała jego obecność i powoli wstała. Ściany zabłysły delikatnym liliowym światłem, lecz ona zgasiła je niecierpliwym ruchem ręki. W łazience powtórzyła ten gest, pozwalając rozpanoszyć się półmrokowi. Wyczuwając jej obecność, prysznic odkręcił wodę. Czarna niczym smoła, tak samo oblepiła ściany i dziewczynę. A ta stała niewzruszona, zbyt przerażona, by wykonać jakikolwiek ruch.

Plastikowe krzesło boleśnie wbijało się w jej plecy. Jęknęła, obserwując wirujące wokół niej odłamki wazonu, mieniące się w jasnym świetle. Musnęła jeden z nich palcem, a ten skaleczył ją, szepcząc:

– Winowajczyni.

Dookoła niej zawirowały srebrzyste nici, oplatając jej postać. Unieruchomiły ją. Szarpnęła się, lecz trzymały ją na tyle mocno, że opór jedynie pogarszał sytuację. Nici przybywało, a dziewczyna coraz bardziej się uspokajała. Przerażenie zastąpiła ufność, a chęć buntu rozpłynęła się w nicości. Na usta Nadii wpłynął delikatny uśmiech, a zieleń jej oczu delikatnie zszarzała.

– To tylko skutek uboczny – powiedziała pełnym nadziei głosem.

Obudził ją jej własny roztrzęsiony oddech. Jej blade dłonie zdawały się wtapiać w białą, sztywną pościel, która z kolei zlewała się z białymi ścianami. Lufa pistoletu przyjemnie chłodziła rozgrzane czoło.

– Dobranoc – szepnął rozczulony, bezcielesny głos. Po huku nastało ciepłe światło i błogosławiony spokój.