Światełko w pogoni za wspomnieniem

  /  Cyber   /  

Światełko w pogoni za wspomnieniem

Lilianna Urban

Julka stoi na przystanku. Ale ona nie czeka na autobus. Ani na tramwaj. Ona czeka na wspomnienie.
Wspomnienie z dawnych lat, kiedy była mała i dziadkowie opowiadali jej o rodzinie. Oni mieli
wspaniałą pamięć. Pamiętali wszystkie ciocie, wujków, babcie i dziadków. Ale teraz ich nie było. Julka
była zła na siebie, że nie zapamiętała tego wszystkiego. Tak by chciała…
*
Julka stała w swoim pokoju i rozmyślała wpatrzona w kartkę, zapełnioną liniami, kółkami i nazwiskami
– był to plan poszukiwań. Julka bowiem znalazła kiedyś w szufladzie rodziców pocztówkę – nie
czytała, ale w oczy rzuciło jej się nazwisko: Aurora Młynarek. Normalnie dała by sobie spokój, pewnie
jakaś krewna (Julka sama miała takie nazwisko). Próbowała to olać, jednak to tajemnicze nazwisko nie
dawało jej spokoju. Zaczęła spisywać wszystkich krewnych, których znała, dzwoniła, pisała listy,
wysyłała e-maile – innymi słowy próbowała się za wszelką cenę dowiedzieć kim jest Aurora.
*
– Gdzie – jest – mój – zeszyt? Gdzie – jest mój zeszy…… co to? – Julka wysunęła spod łóżka pudełko,
jeszcze nigdy go nie widziała. Odchyliła wieczko i zobaczyła …. Pluszowego kota. – Kot?- Julkę zatkało.
Skąd w pudełku pod łóżkiem, o którego istnieniu nawet nie miała pojęcia, wziął się czarny, pluszowy
KOT!? Julka wyjęła go z pudełka. Był nieco upiorny z wąsami sterczącymi sztywno na boki i wielkimi,
żółtymi ślepiami, ale Julkę nie to w nim zainteresowało. Ten kot był bardzo realistyczny, a jak
zauważyła, zrobiony z twardej, szorstkiej wełny. Ogon miał podniesiony prosto do góry, a łapy
sterczały mu sztywno, i wyglądał ogólnie na mocno wystraszonego. Przez chwilę Julka siedziała
wpatrzona w kota, a potem jej uwagę przykuła karteczka leżąca na dnie pudełka…
„Droga Julko, przesyłam Ci tego kota zrobionego na wzór mojego kota, Biesa. Mam nadzieję, że umili
Ci czas spędzony w ZWYKŁYM świecie. U mnie wszystko OK. Lupus strasznie szybko rośnie, i myślę, że
już niedługo zabiorę go na wycieczkę po Moim lesie. Do zobaczenia lub nie!
Aurora”
Julka przetarła oczy. Czy tu naprawdę jest napisane „Aurora” ?! .. Aurora … MŁYNAREK?!-
ZNALAZŁAM JĄ! – dało się słyszeć triumfalny okrzyk Julki – Nareszcie! – Julka nie posiadała się z
radości.
*
Któregoś wieczoru Jula znów próbowała zgadnąć o co chodzi w: „ZWYKŁYM świecie”. Nagle usłyszała
w myślach babciny głos …
– Tak, Aurora, bardzo tajemnicza dziewczynka,… chyba nawet nigdy jej na oczy nie widziałam… I
wtedy stało się coś dziwnego. Świat dookoła zaczął się roztapiać, zmieniać i nagle .. Julka stała w
środku lasu. Było całkiem ciemno, jeśli nie liczyć słabego księżycowego światła, przedzierającego się
przez korony drzew. Szła, a miękki mech uginał się pod jej nogami. Kropił zimny deszczyk, a w oddali
mieniło się obsydianowo czarne jezioro. Julka szła szybkim krokiem przez las, aż zupełnie straciła
poczucie czasu. Może szła 15 minut, może godzinę, może dwie.. Nagle w oddali zobaczyła światełko.
Podniecona Jula szła, nie zwalniając kroku, aż światełko zamieniło się w światło, które w tej
ciemności wydawało się być wręcz oślepiającą bielą. Julka już niemal biegła, zaczynała już widzieć
coś jakby zarys domku – i nagle wszystko się zatrzymało. Julka siedziała na podłodze, trzymając w
rękach list od Aurory. Ale ten list był zupełnie pusty. Czysta kartka. Julka zerknęła na zegarek. Była

20:15. Julka nie przestawała intensywnie myśleć. To przecież nie jest normalne, żeby znikać na kilka
godzin w jakimś lesie, a po powrocie dowiadywać się, że nie upłynęła nawet minuta?!
*
Jakiś tydzień później Julka znów wpatrywała się w pusty list od Aurory. Dziwnym trafem nie mogła
sobie przypomnieć treści, więc w końcu dała spokój. Wyjęła z pudełka kota i przez pewien czas
gładziła go bezmyślnie po grzbiecie. Głaskała go, gdy usłyszała w myślach babciny głos..
– .. Tak, Aurora …
Świat zawirował. Wszystko się roztapiało, obrazy migały jej przed oczami, gdy wszystko się
zatrzymało. Julka stała w środku lasu. Mech był mokry, jakby przed chwilą przestało padać. Tym
razem nie zamierzała tracić czasu. Od razu zaczęła biec, i choć traciła oddech, nie zwalniała kroku. W
oddali widziała już światełko, które zamieniało się w światło, Widziała zarys domku, biegła, biegła,
biegła…
Czarny kot leżał na jej kolanach, a ona trzymała rękę na jego grzbiecie. Julka zerknęła na zegarek.
Wskazówka nie ruszyła się nawet o milimetr…
*
Julka wpatrywała się w swój sprawdzian z matematyki. Nie napisała NIC, a to dlatego, że myślała
wyłącznie o liście. „Czy ten las jest prawdziwy? I czy jest jakiś sposób, żeby to sprawdzić?”
Odpowiedź pojawiła się w porze kolacji. Kiedy Julka zamknęła się w pokoju, spróbowała przywołać do
siebie wspomnienie. Nadaremnie. Westchnęła ciężko, a wtedy…
Od razu zaczęła biec, co chwilę spoglądając na zegarek. Po jakimś czasie zatrzymała się. Kilka metrów
dalej z ziemi wystawał pokaźnych rozmiarów korzeń. Według jej obliczeń, zostały jeszcze jakieś 2
sekundy do powrotu z lasu.
– Teraz – szepnęła Julka i rozpędziła się. Jeszcze sekunda, pół.. Julka zamknęła oczy, jeszcze kilka
kroków… ŁUP.
– Co Ci strzeliło do głowy, żeby się potykać? – I usłyszała nad sobą. Nie miała siły odpowiedzieć, nie
miała siły się podnieść, żeby zobaczyć kto do niej mówi. Wszystko ją bolało i najbardziej na świecie
pragnęła by zniknąć.
– Hej, wstawaj. – Nieznajomy głos wyrwał Julkę z zamyślenia. Podciągnęła się na rękach i usiadła,
dowiadując się, że siedzi na łóżku w dziwnym pomieszczeniu. Ściany i podłoga były z desek. W rogu
stał kominek, w którym raźnie płonął ogień. Meble były różnokolorowe, a na środku stał spory stół z
pożółkłym obrusem. Przy łóżku płonęła woskowa świeca, oświetlając duży wazon z polnymi
kwiatami. Julka rozpoznała wśród nich chabry, maki i krwawnik. Obok kominka była gablota,
wypełniona po brzegi dziwacznymi flakonami i najróżniejszych rozmiarów kociołkami. Pod sufitem
wisiały różnorakie rośliny. Była pewna, że jest w tej chatce, do której próbowała dobiec.
– Julka jesteś, prawda? Ja mam na imię Aurora.
– Aurora? – Julka dopiero teraz przyjrzała się postaci. Dziewczyna, jakieś 14 lat, długie, czarne włosy i
granatowa peleryna, a na głowie związana z tyłu chusta w niebieską kratę. Teraz, gdy Julka się
rozbudziła, w głowie miała mnóstwo pytań. W końcu wzięła się na odwagę i zapytała:

– Co się stało? – To najpilniejsze pytanie jakie pchało się jej na usta.
– To się stało, że wychodząc z domu zauważyłam jak biegniesz prosto na wystający korzeń, i,
oczywiście się o niego potykasz, no więc do ciebie podeszłam, a ty straciłaś przytomność. Oj, Julka,
uważaj trochę czasem!- zaśmiała się Aurora.
– No dobrze, teraz ja się ciebie o coś zapytam. Jak rozumiem, dostałaś list ode mnie?
Julka pokiwała głową, a potem dodała – I kota. Sama go robiłaś? Jest cudowny!
– Tak. Ale mając tak wspaniałego modela jak Bies, to łatwizna! A, poczekaj. Przyprowadzę pierwowzór
twojego pluszaka. – I Aurora wyszła do drugiego pokoju. Gdy wróciła, bezszelestnie kroczył za nią kot,
taki sam jak ten wełniany.
– Oto jest Bies. TA-DAM! – Przedstawiła swojego kota, a Julka pokiwała z uznaniem głową.
– Dlaczego „Bies”?
Aurora zaśmiała się, i powiedziała:
– Nie głaszcz go, chyba, że chcesz się przekonać!
Julka znów pokiwała głową. Nagle przypomniało się jej coś.
– Aurora, w liście pisałaś coś o Lupusie. Kto to?
– A, wilk. Już ze mną nie mieszka, ale czasem przychodzi w odwiedziny.
Julkę zamurowało. WILK?! Przychodzi w odwiedziny!?
„Dobra. To wszystko jest dziwne. Ale to już przesada” pomyślała Julka, więc zapytała:
– Żartujesz? – Jednak odpowiedź nie zadowoliła jej.
– Nie, poważnie. Znalazłam go kiedy był mały, ale już urósł i zamieszkał sam z powrotem w lesie. A
teraz idź spać, to twoje łóżko. Ja śpię na górze. – I wyszła, zostawiając Julkę bez większych
wyjaśnień.
*
Następnego ranka Julkę obudziło głośne miałczenie.
„Acha. To Bies” pomyślała i wstała. Wtedy zobaczyła Aurorę. Pobiegła do niej i już chciała coś
powiedzieć, gdy ta zaczęła sama:
– O, cześć. Idź się w to przebierz, nie prezentujesz się najlepiej – Aurora pokazała jej ciemnozieloną
sukienkę i pelerynę. Dała jej również wysokie czarne buty i chustkę w zieloną kratę. Julkę najpierw
zatkało, a potem się uśmiechnęła. Zapowiadało się ciekawie.
Po śniadaniu Aurora oznajmiła:
– Uprzedzając twoje pytania, zostajesz tu na dwa tygodnie. Chyba wystarczy. Wychodzimy do lasu.
Po 10 minutach Aurora i Julka szły już szybkim marszem przez las. Julka rozglądała się dookoła. Za
dnia las wcale nie wydawał się taki mroczny.

– Jak znajdziesz jakiś długi kij, to daj znać – oznajmiła Aurora, nie wyjaśniając więcej. Po około pół
godzinie marszu, podczas którego Julka wskazała Aurorze z tuzin różnych kijów, zatrzymały się.
– Ten będzie dobry – powiedziała Aurora, podnosząc jeden z patyków.
– Wracamy.
Po drodze do domu Aurora kazała jeszcze Julce: zbierać chabry, pieczarki, liście dębu, nabrać do
wiadra wody ze strumienia i oznaczyć gatunek lecącego po niebie ptaka.
Po całym dniu różnych prac Julka z chęcią zjadła kolacje (herbata ziołowa, miska pieczarek). Umyła
naczynia i dosłownie przewróciła się na łóżko. Dzisiaj nauczyła się robić na drutach, przyrządzać
leczniczy napar z ziół, sadzić „Bratki Specjalnej Troski” i wiele, wiele innych rzeczy. Rankiem obudziła
ją Aurora.
– Strasznie leje. zostajemy dzisiaj w domu – oznajmiła – Ale to nie znaczy, że będziemy się nudzić! –
dodała z błyskiem w oku – Dziś poznasz tajniki eliksirów!
Aurora zatarła ręce i ruszyła w stronę paleniska. Wyciągnęła niewielki kociołek i umocowała go na
trójnogu. Postawiła na stole kilka flaszek z nieodgadnioną zawartością po czym rzekła:
– Chodź Julka. To nie takie trudne jak się wydaje. Zobacz – tu Aurora podniosła jakieś zioło – To jest
babka. Jeśli przyłożysz ją na ranę będzie działać jak plasterek i zapewni szybsze gojenie się. A jak
zrobimy z niej napar …
I tak cały dzień. Aurora tłumaczyła, Julka wrzucała do kociołka zioła, mieszała, ucierała, odmierzała i
obie dziewczyny miały bardzo pracowity dzień.
*
Minął tydzień, a Julka codziennie uczyła się nowych rzeczy. Razem z Aurorą zrobiła sobie miotłę i
dzisiaj czekała ją nauka latania.
– Dobra, wsiadaj. Złap się porządnie – instruowała Aurora – Spokojnie, jeszcze nie odleci.
Przetestujemy na razie na ziemi. Rączka miotły do góry, teraz w prawo… i hamuj! Świetnie. Wymyśl
miotle imię. Masz już? – Julka pokiwała głową. Ok, teraz powiedz głośno imię i „Leć”, i odepchnij się
stopami od ziemi. Julka wzięła głęboki wdech.
– Sprawdzian, leć! – Julka odepchnęła się z całej siły od ziemi. Poczuła nagły podmuch wiatru i ….
– Julka, Świetnie ! Ale nie za szybko.. hamuj ! Rączka w dół, WOLNIEJ! Wracaj, już wystarczy! Tylko
POWOLI!
Julka jednak nie mogła zawrócić. Mknęła z zawrotną prędkością pionowo do góry, zupełnie nie
wiedząc co robi. Teraz leciała głową w dół przed siebie … Palce ślizgały się jej po rączce, gdy
zauważyła że .. BUM!!
*
Aurora pochylała się nad nią, wyraźnie zmartwiona.
– Co się stało? – zapytała Julka.

– Wpadłaś na drzewo. „Sprawdzian” się złamał, a Ty spadłaś. A tak z ciekawości – dlaczego nazwałaś
miotłę „Sprawdzian”?
– Bo boję się latania tak jak sprawdzianu… – Przyznała zawstydzona Julka, a Aurora się zaśmiała.
*
Julka miała już za sobą lekcje zaklęć i szycia, nauczyła się latać na miotle i poznała Lupusa. Dziś
jednak nastał dzień powrotu.
– Julka.. zaczęła Aurora – muszę Ci coś powiedzieć. Jak wiesz dziś wracasz do domu. I myślę, że
powinnaś… zabrać Sprawdzian. Nie zapomnij przy tym o kociołku i ziołach. Mogą Ci się przydać.
Julka, jakbyś chciała mnie jeszcze kiedyś odwiedzić, po prostu powiedz to i spójrz jeszcze raz na mój
list.
Jakiś czas później Julka spakowana stała przed chatką Aurory.
– Aurora.. ja chciałam Ci podziękować. Zrobiłaś dla mnie naprawdę wiele.
Aurora spojrzała na dziewczynkę.
– zapamiętam Cię na zawsze. Jesteś moją przyjaciółką na wieki.
Julka uśmiechnęła się.
– I uważam, że teraz jesteś prawdziwą czarownicą – dodała, a potem powiedziała – Do zobaczenia,
Julka!
Minęły 2 tygodnie.
Gdy wróciła i spojrzała w kalendarz, okazało się że nie minął nawet dzień.